1. Fiona E. HIGGINS
urodzi a si w Londynie.
Dorasta a i studiowa a w Irlandii.
Obecnie mieszka w XV-wiecznym
domu w hrabstwie Kent.
W roku 2007 debiutowa a Czarn
Ksi g Sekretów (W.A.B. 2009),
która sta a si bestsellerem
i otrzyma a nominacj
do Waterstone’s Children’s Book
Prize. W 2008 roku ukaza a si
Magia ko ci, a rok pó niej
The Eyeball Collector – powie ,
w której spotykaj si bohaterowie
dwóch poprzednich ksi ek.
w w w. f e h i g g i n s . c o m
2. Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment
pełnej wersji całej publikacji.
Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji kliknij tutaj.
Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie
rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przez
NetPress Digital Sp. z o.o., operatora sklepu na którym można
nabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji. Zabronione są
jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgody
NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej
od-sprzedaży, zgodnie z regulaminem serwisu.
Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie
internetowym e-booksweb.pl - audiobooki, e-booki.
8. I nikt nie móg równa si z Besti
pod wzgl dem brzydoty
Anonim, Opowie o Strasznej Bestii
z Opowie ci Houndseckera o Wró kach i Duchach
Koscijana magija – starodawna praktyka
wskrzeszanya cija martwych
S ownik Jonsena, ok. 1625
9.
10. Notka od F. E. Higgins
Podczas naszego ostatniego spotkania znajdowa am si
w odci tym przez nieg Pachspass, starej górskiej wiosecz-
ce, gdzie Joe Zabbidou i Ludlow Fitch mieli tyle k opotów
w Czarnej Ksi dze Sekretów. Gdy czeka am na odwil , by po-
d y ich ladami, odkry am zacz tki nowej historii, która
rozegra a si w pewnym mie cie na po udnie od Pachspass.
Miasto owo nazywa o si Urbs Umida i tam w a nie si
uda am – musia am bowiem zobaczy miejsce, z którego
m ody Ludlow Fitch ucieka przed swym nikczemnym tat-
k i mamci .
Rzeka Smrodnica, prawie nietkni ta przez czas, sunie
przez serce Miasta równie cicho, jak zawsze. Jej pó nocny
brzeg rozkwit , lecz po udniowy jest praktycznie wylud-
niony. Pos uguj c si nielicznymi wskazówkami z pami t-
ników Ludlowa, po trzech dniach poszukiwa odnalaz am
w sk uliczk , przy której mie ci si lombard Lembarta
Jellico, przyjaciela Ludlowa. Ku mojemu zaskoczeniu skle-
pik wci tam by i dzia a , prowadzony przez niejakiego
Ethelreda Jelco, specjalizuj cego si w antykach. To w a nie
9
11. on sprzeda mi prze liczne drewniane pude ko, zawieraj ce
nadgryzione przez czas pozosta o ci Dziennika Pina oraz
artyku y z „Kroniki”, z których po raz pierwszy dowiedzia-
am si o Benedikcie Pantagusie i Juno.
Magia ko ci nie jest ani sequelem, ani prequelem Czarnej
Ksi gi Sekretów. Jest, jak lubi to nazywa , paraquelem. Zda-
rzenia w niej opisane mia y miejsce dok adnie w tym sa-
mym czasie, co przygody Joego Zabbidou i Ludlowa Fitcha
w Pagus Parvus. By przeczyta t opowie , nie trzeba wie-
dzie , co wydarzy o si wcze niej – mo e jednak potem
zechcecie cofn si w czasie i to sprawdzi .
Jak zawsze, moim zadaniem nie jest doradza , lecz od-
s oni przed Wami to, czego si dowiedzia am.
F. E. Higgins
Anglia
12.
13.
14. Prolog
Dziennik Pina
Jakże ja nienawidzę tego podłego miejsca, tego
miasta koszmarów. Nazywają je Urbs Umida, Wil-
gotne Miasto, i zaprawdę nazwa ta jest zasłużona.
Odebrało mi ono wszystko, co było mi drogie. Lecz
któregoś dnia, już wkrótce, stąd odejdę, kiedy tylko
dowiem się prawdy. Przekroczę te bramy i nawet
nie spojrzę za siebie. Pomyśleć tylko: nigdy więcej
nie wdychać smrodu zgnilizny i rozkładu, nigdy nie
słyszeć imienia Deodonatusa Snoada i nie czytać
kłamstw spływających spod jego trującego pióra.
Rety, ależ tu zimno. Wciąż zima, dzisiaj mamy
ostatni dzień lutego. Ach, nie mogę dalej pisać, pal-
ce mi zdrętwiały. Chcę spać, owinąć się ciemnością.
Czasem wydaje mi się, że to właśnie jest sen, że
wkrótce otworzę oczy i wszystko będzie tak jak
dawniej. Wtedy jednak, gdy tylko ta maleńka na-
dzieja ma odwagę pojawić się w moim sercu, wcią-
gam w nozdrza zapach rzeki i wiem, że jej smród
jest jak najbardziej rzeczywisty.
15.
16. 1
Dziwna kompania
Niemal rozk adaj ce si zw oki trudno uzna za naj-
przyjemniejsze towarzystwo na zimowy wieczór, lecz Pin
Carpue nie podj si swojej pracy ze wzgl du na rozkosze
konwersacji. Robi to dla pieni dzy. Dzisiejsza noc by a
jednak nieco inna. Gdyby zmar a kobieta, której pilnowa
– za ycia nazywa a si Sybil – powsta a nagle i spróbowa a
wci gn go w rozmow , ch opak nie by by w stanie odpo-
wiedzie , nawet gdyby chcia .
Znajdowa si bowiem pod wp ywem rodka usypiaj -
cego.
Ledwo móg si rusza i ca kowicie utraci zdolno mó-
wienia. Le a spowity w mgie k ot pienia na awce w k cie
ciemnego pokoju. Ostatni rzecz , jak przypomina sobie
jego zamroczony umys , by fakt wyj cia z domu. Nato-
miast miejsce, w którym Pin si obecnie znajdowa , by o
tajemnic .
Z niezwyk ym wysi kiem zdo a wreszcie unie oci a e
powieki. Wyt y wzrok, lecz trudno mu by o zorientowa
si w otoczeniu, poniewa wszystko widzia podwójnie.
15
17. Jego my li sun y niczym chmury po niebie: bezkszta tne
i leniwe. Jednak po zastanowieniu doszed do wniosku, e
to dziwne uczucie, to senne brz czenie w uszach, nie jest
w a ciwie nieprzyjemne.
Gdzie w pomieszczeniu szepta y jakie ciche g osy –
gdyby Pin im na to pozwoli , na powrót uko ysa yby go
do snu. Jednak jaka cz niego by a na tyle przytomna,
by wiedzie , e pragn pozosta wiadomy. Utrzymanie
otwartych oczu w tak trudnych okoliczno ciach z pewno-
ci przeros oby ka dego innego ch opca, lecz Pin przywyk
ju do ca onocnego czuwania. By a to cz jego pracy.
Pracy, która polega a na pilnowaniu zw ok.
Ponadto w kieszeni mia pot nego sprzymierze ca:
szklany flakonik, wype niony a po brzegi wod ze Smrod-
nicy. Zbieranie jej cuchn cych p ynów by o odstr czaj -
cym zadaniem, teraz jednak ch opiec cieszy si w duchu,
e nape ni wcze niej buteleczk . Gdyby tylko móg jej
dosi gn ! Jego palce, zazwyczaj tak zr czne, by y niczym
mi kka guma. Ju samo uniesienie klapki kieszeni p asz-
cza przysz o mu z trudem. W ko cu zdo a pochwyci
flakonik i go wyj . Odpocz chwil , zanim stawi czo-
o nast pnemu wyzwaniu – wysuni ciu zatyczki. Nie by
w stanie dokona tego r k , zatem z ogromnym wysi kiem
podniós buteleczk do ust, cho mia przy tym wra enie,
jakby przesuwa ramieniem w g bokiej wodzie, po czym
wyci gn korek z bami. Zaci gn si g boko i natych-
miast zacz o go szczypa w oczach i ostro k u w nosie,
jakby przegryz ziarno gorczycy.
Rety! – wykrzykn w my lach i zamruga . P yn wywo a
jednak po dany skutek i po drugim niuchu Pin z wolna
16
18. powróci do przytomno ci. Nieco o ywiony, cho ca kowi-
cie wyczerpany, móg wreszcie ogarn umys em sytuacj .
Teraz przypomina ju sobie, gdzie si znajdowa . By a
to Cella Moribundi, poczekalnia zmar ych w piwnicy pana
Gaufridusa. Z jakiego powodu Pin zosta czym nafasze-
rowany przez tamtych ludzi; trzy cieniste postaci krz taj -
ce si wokó sto u na rodku pomieszczenia. Nawet przez
my l mu nie przesz o ucieka – jego odr twia e cz onki
by na to nie pozwoli y. Poza tym mia wra enie, e cienie
nie by y zainteresowane nim samym, lecz le cym na stole
cia em.
– Budzi si .
G os dziewczyny nape ni go panik . Ch opak zobaczy ,
jak z ciemno ci powoli podchodzi do niego jaka posta .
Ogarn o go przera enie i spróbowa krzykn , lecz nie
by w stanie. Zamiast tego zacisn powieki. Mo e je li
dziewczyna uzna, e spa , zostawi go w spokoju. Wyczu-
wa , e stan a tu obok niego. Pachnia a ja owcem i rod-
kiem usypiaj cym – aromat ten mia mu utkwi w pami ci.
Poczu na twarzy jej s odki oddech.
– Daj mu jeszcze – poleci jaki m ski g os.
– Nie, chyba rodek wci dzia a – powiedzia a w ko cu
dziewczyna. Potem wszystko ucich o.
Powoli, ostro nie, Pin odwa y si na powrót uchyli
powieki. Woda ze Smrodnicy i resztki narkotyku tworzy y
pot n mieszank , przez któr znalaz si jakby na gra-
nicy dwóch wiatów. Zauwa y , e znowu zapalono wie-
ce, a po g osach zorientowa si , e w pokoju poza star-
szym m czyzn i dziewczyn znajdowa si jeszcze jaki
m odzieniec (mówi z akcentem z po udniowego brzegu).
17
19. W obecnym stanie Pin niewiele móg zrobi . Le a za-
tem spokojnie i zafascynowany przygl da si dziwnemu
przedstawieniu, które mia o w a nie rozegra si na jego
oczach.
20. 2
Wa kie sprawy
Zaledwie kilka godzin wcze niej Pin w pe ni panowa
nad swoimi zmys ami. Po skromnej kolacji z o onej z piwa,
chleba oraz kawa ka ryby z ro na opu ci wynajmowany
przez siebie pokój w Alejce Staroko lej i mozolnie ruszy
przez miasto, walcz c z zacinaj cym gradem, który szybko
zmienia si w nieg. Zawsze z przyjemno ci opuszcza
swoj okolic . Alejk Staroko l uwa ano za najgorsz
ulic na po udniowym brzegu Smrodnicy – co by o do
przera aj ce, je li cz owiek wiedzia , jak wygl da y wszyst-
kie pozosta e. Inne ulice posiada y jakie cechy, które prze-
mawia y na ich korzy , jak chocia by lekkie nachylenie,
dzi ki któremu wszechobecna breja mog a gdzie sp yn ,
albo nieco lepiej rozmieszczone wyboje. Lecz o Alejce Sta-
roko lej nie da o si powiedzie nic dobrego.
Wysokie, w skie budynki by y le zaprojektowane,
wzniesione w po piechu i wci ni te w ka dy mo liwy skra-
wek przestrzeni. Pokoje dzielono raz za razem do tego
stopnia, e ka dy dom mie ci w sobie prawdziwy labirynt.
Bardzo utrudnia o to prac funkcjonariuszom stra y pod-
19
21. czas pogoni za przest pcami. Podobnie zreszt jak liczne
wyj cia i w skie alejki na ty ach. Budynki nachyla y si lek-
ko do przodu, co sprawia o niepokoj ce wra enie, kiedy
cz owiek podnosi wzrok, a tak e oznacza o, e na ulic
regularnie obsuwa y si z dachów du e ilo ci niegu. Lecz
niewielu ludzi spogl da o tam w gór . Zbyt przygniata y
ich troski (ponadto musieli ci gle uwa a na kieszonkow-
ców). Alejka Staroko la by a le o wietlona, co czyni o j
rajem dla wszelkiego rodzaju kryminalistów. Czasami za-
palacz latarni w ogóle si nie zjawia , a cho stanowi o to
du niedogodno dla co poniektórych mieszka ców, to
trzeba przyzna , e wielu innych z rado ci bra o si do
roboty w ciemno ci.
Co do reszty Miasta, a przynajmniej jego po udniowej
cz ci, wi kszo chodników wymaga a naprawy, same uli-
ce za by y w a ciwie tylko stert mierdz cego gnoju, ubi-
janego codziennie przez konie, ko a powozów oraz stada
byd a, wi i owiec, prowadzonych w dzie targowy na ry-
nek. Co wieczór breja ta zamarza a w potwornym mrozie,
który utrzymywa si ju od jakiego czasu. By a to zima,
jakiej nikt nie pami ta .
Stancja Bartona Gumbroota mie ci a si przy ko cu
Alejki. By a to pod a dziura, któr Barton podzieli na jak
najwi cej pokojów, by zwi kszy dochód z wynajmu. Pin
zawsze mia obawy przed powrotem do domu, niezale -
nie od pory dnia. Jego wspó lokatorzy tworzyli bez wy-
j tku dziwn zgraj , a ka dy z nich wyró nia si jak
szczególnie przykr cech lub zwyczajem, cz sto i jednym,
i drugim. Co si tyczy o Bartona Gumbroota, Pin nie po-
zwoli by mu si zbli y na odleg o kija. Powszechnie
20
22. wiedziano, e Barton prowadzi w piwnicy praktyk denty-
styczn – kolejna dochodowa robótka. Dniem i noc s y-
cha by o dochodz ce z do u wrzaski, lecz nikt nie mia
ochoty sprawdza , co si tam dzia o. Zreszt sam Barton
sugerowa ju parokrotnie, e ch tnie wyrwa by z b albo
dwa w zamian za tygodniowy czynsz, lecz Pin odmówi .
Wszystkie te my li, i wiele innych, obraca y si w g owie
ch opca, kiedy szed pospiesznie wzd u rzeki. Tu przy
Mo cie przystan na szczycie kamiennych schodków, któ-
re prowadzi y do wody.
Bogaci naprawd si od nas ró ni – pomy la z alem,
spogl daj c na drugi brzeg. Smrodnica od zawsze cuchn -
a, lecz po pó nocnej stronie odór by ledwo wyczuwalny
ze wzgl du na stale wiej ce wiatry. Zatem nawet powie-
trze, którym oddychali zamo ni, by o lepsze. Z miejsca,
w którym sta , Pin widzia zarysy ich pi knych domów.
Nie potrzebowa dziennego wiat a, by wiedzie , jak wygl -
daj : fasady z oknami po obu stronach wej cia, z l ni cym
szk em, wymy ln snycerk i b yszcz cymi drzwiami, wypo-
lerowan miedzi , czerwonymi dachówkami oraz gargulca-
mi o gro nych minach.
Pin wiedzia te , jacy ludzie w nich mieszkaj : tacy, któ-
rzy wydaj pieni dze na frywolne drobiazgi, na byle rozryw-
k , która ma urozmaici im nud . Pieni dze te by y zreszt
niezapracowane. Niech Bóg broni, by ci wypomadowani
paniczykowie zza rzeki, z ich koronkowymi mankietami
i jedwabnymi spodniami, mieli przepracowa uczciwie
cho jeden dzie . Co do ich lubych ma onek o nosach
zadartych wysoko do góry i spódnicach tak szerokich, e
nie mie ci y si w drzwiach – có , podobno ca ymi dniami
21
23. nic tylko leniuchowa y, popija y herbat i pobiera y lekcje
rysunku lub piewu. Nie, fortuny tych ludzi by y zwykle
dziedziczne, lecz nie oznacza o to, i zdobyto je uczciwie.
Bogaci dziedziczyli nie tylko pieni dze. Dwulicowo mi-
nionych pokole mieli zapisan we krwi. By mo e nie
pope niali zbrodni tak, jak co noc mia o to miejsce nad
rzek – w ko cu nie lubili brudzi sobie r czek – ale mimo
wszystko te okradali i mordowali swoich bli nich, tyle
e w bardziej wyrafinowany sposób i zwykle z uprzejmym
u miechem na twarzy.
Mo e i dobrze by si y o po drugiej stronie rzeki –
my la Pin – ale nie jestem pewien, czy lepiej jest mieszka
w pi knym domu i patrze na brzydki, czy te w brzydkim
i patrze na pi kny.
Owszem – uzna w ko cu, schodz c ostro nie w kierun-
ku lepkiego, czarnego b ota na dole – ycie po tej stronie
by o trudne, brudne i ha a liwe, lecz pomimo wszystkich
jego braków mieszka cy po udniowego brzegu mieli w so-
bie jak uczciwo . Jedno spojrzenie wystarczy o, by po-
zna , jacy naprawd s . Nie kryli si za pi knymi strojami
i s ówkami.
Trwa jeszcze odp yw, ale ju si ko czy . Pin pospiesz-
nie przedosta si do kraw dzi wody. Czasami w b ocie
mo na by o znale drobiazgi marynarzy, które wypad y
im ze statków. Tej nocy jednak Pin nie mia czasu i za
niczym si nie rozgl da . Wyj z kieszeni ma y szkla-
ny flakonik z dwoma uchwytami i wyci gn koreczek.
Ostro nie przytrzymuj c uszko kciukiem i palcem wska-
zuj cym, zanurzy buteleczk tu pod powierzchni i po-
ci gn do przodu, póki nie nape ni a si ciemn wod .
22
24. Potem dok adnie j zatka i pobieg z powrotem do
schodków.
S awa odoru Smrodnicy nios a si daleko i szeroko, lecz
cz owiek mo e si przyzwyczai do wszystkiego, je li co-
dziennie ma z tym styczno . W Urbs Umida rzadko wi c
zdarza y si dni, kiedy smród by tak dotkliwy, e ludzie
zwracali na niego uwag . Istnieje teoria, e z biegiem czasu
rodowici Urbs Umidianie rozwin li w sobie swego rodza-
ju odporno na ten zapach. Teoria ta mog aby równie
wyja ni ich rzekom zdolno do spo ywania nadgni ego
jedzenia bez adnych konsekwencji. Czego nie wyczuwasz
nosem, tego nie posmakujesz j zykiem. Pin jednak by przy-
padkiem specjalnym. Mia wra liwe powonienie i wyra nie
odczuwa nawet najsubtelniejsze zmiany w odorze rzeki.
Zanim dotar do cmentarza, nieg sypa ju na dobre.
Otworzy furtk , z g ow wci ni t w ramiona, nieomal
wpadaj c na dziewczyn , która w a nie wychodzi a. Pod-
nios a ze strachem blade r ce. Mijaj c j , Pin wyczu leciut-
ki zapach, nadspodziewanie przyjemny, i co kaza o mu
mrukn do niej „przepraszam”, nim ruszy dalej.
Cmentarzyk wi tej Mildred stanowi miejsce pochów-
ków niemal od czasów, kiedy powsta o samo Miasto. By
niczym dziura bez dna. Spoczywa o na nim o wiele wi cej
ludzi, ni wskazywa yby na to nagrobki. Do atwo mo na
to zrozumie , gdy grunt by tam niezwykle wilgotny i kwa-
ny. Po czenie tych dwóch czynników sprawia o, e proces
rozk adu stawa si znacznie szybszy. A poniewa cmentarz
le a na wzgórzu, wszystkie soki s czy y si w dó zbocza
prosto do Smrodnicy. Kolejny sk adnik, który wzbogaca
toksyczn zup rzeki. Zdarza y si przypadki, kiedy zw oki
23
25. zmienia y si w szkielet w przeci gu zaledwie kilku mie-
si cy – by to fenomen cz sto omawiany przez znawców
z Ober y pod Zr cznym Palcem.
Pin jednak, przechodz c mi dzy nierównymi rz dami
nagrobków, wcale nie my la o gnij cych cia ach. Szed
zdecydowanym krokiem, póki nie dotar do ma ego, nie-
oznaczonego, drewnianego krzy a. By on nieco przechy-
lony na lewo. Pin spróbowa go wyprostowa . Nie by o to
atwe, gdy ziemia zmarz a na kamie . U podstawy krzy a
le a bukiecik wyschni tych bia ych kwiatków, sztywnych
od zimna. Pin podniós je, po czym przykucn .
– Có , matulu – powiedzia cicho. – Nie odwiedza em
ci ju szmat czasu i bardzo ci za to przepraszam, ale
mam pe ne r ce roboty u pana Gaufridusa. Dzisiaj zno-
wu pracuj . Wiesz, wol ju to ni sp dza noc u Bartona
Gumbroota. Przebieg y lis, zawsze wypytuje o ojca. Czy
wróci? Czy naprawd to zrobi ? Nie wiem, co mu odpo-
wiada .
Po ka dym pytaniu robi krótk przerw , jakby spo-
dziewaj c si odpowiedzi, lecz adna odpowied nie nad-
chodzi a. Siedzia wi c i trz s si z zimna, nie zwa aj c na
g stniej cy nieg i raz za razem obracaj c w d oni kwiaty.
26. Spis tre ci
Notka od F.E. Higgins 9
Prolog Dziennik Pina 13
1 Dziwna kompania 15
2 Wa kie sprawy 19
3 Zgon w rodzinie 25
4 Goddfrey Gaufridus 29
5 Memento mori 42
6 Dziennik Pina 46
7 Zacna profesja 53
8 mier w wodzie 59
9 Deodonatus Snoad 67
10 Artyku z „Codziennej Kroniki Urbs Umida” 73
11 Dom s odki dom 77
12 Wieczorna rozrywka 83
13 Dziennik Pina 89
14 Przypadkowe spotkanie 97
277
27. 15 Beag Hickory 104
16 Artyku z „Codziennej Kroniki Urbs Umida” 112
17 Pó na kolacja 116
18 Beag opowiada histori 121
19 Niespokojna noc 127
20 Dziennik Pina 134
21 Opowie i umowa 141
22 Aluph Buncombe 148
23 Makabryczne odkrycie 157
24 Rudy Idolice 163
25 ar oczna Bestia 171
26 Zagubieni 176
27 Ocalony 182
28 Artyku z „Codziennej Kroniki Urbs Umida” 189
29 Dziennik Pina 195
30 Uwa aj, czego sobie yczysz 205
31 Niezwyk a kolekcja 211
32 Dziennik Pina 216
33 Guzki w mroku 222
34 W ukryciu 231
35 Prawda ujawniona 240
36 Natura niczego nie tworzy na pró no 243
37 Dziennik Pina 248
38 Trudne zadanie 252
39 Juno opowiada histori 256
40 Artyku z „Codziennej Kroniki Urbs Umida” 262
28. 41 Dziennik Pina 265
42 Wymarsz 267
Notka od F.E. Higgins 269
Dodatek I Ksi niczka i Ropuch 271
Dodatek II Nasosznik trz 275
29. Przek ad: Agnieszka Walulik
Redaktor prowadz ca: Natalia Sikora
Redakcja: Katarzyna Le e ska
Korekta: El bieta Jaroszuk, Anna Hegman
Redakcja techniczna: Alek Radomski
Opracowanie ok adki polskiej i stron tytu owych
na podstawie wersji oryginalnej: Marek Goebel
Wydawnictwo W.A.B.
02-386 Warszawa, ul. Usypiskowa 5
tel./fax (22) 646 01 74, 646 01 75, 646 05 10, 646 05 11
wab@wab.com.pl
www.wab.com.pl
Sk ad i amanie: manufaktura
Druk i oprawa: DRUK-INTRO S.A., Inowroc aw
ISBN 978-83-7414-823-8
30. tmosfera to najistotniejszy
sk adnik czaru Magii ko ci.
Je li lubicie filmy Tima Burtona,
pokochacie równie t ksi k !
ieszka cy z owrogiego
rodziny
Urbs Umida mawiaj , e na
„The Times”
mierci.
odzi czytelnicy, którzy gustuj to pierwszy krok w stron
w opowie ciach z dreszczykiem, Nad po udniow dzielnic
ad rzeki,
uznaj Magi ko ci za dzie o unosi si cuchn ca mg a zn
caj
doskonale przera aj ce. a labirynty uliczek a zach
kona si
„The Guardian” do zbrodni. Pin Carpue prze
wkrótce na w asnej skórze,
chliwych.
nakomite! Higgins stworzy a e nie jest to miejsce dla stra
ojciec
niepodrabialny wiat ponurej Kiedy umiera jego matka, a
enia
fantazji, który ma wiele wspólnego znika w atmosferze podejrz
m
z dzie ami Charlesa Dickensa o morderstwo, Pin zostaje sa
urny
czy Mervyna Peake’a. jak palec. eby op aci obsk
u, pracuje
Historia, która chwyta czytelnika pokoik i nie umrze z g od
go.
u przedsi biorcy pogrzebowe
w swe szpony i atwo nie wypuszcza!
m
Eoin Colfer Pewnego razu zakrada si ta
y umie
tajemniczy Mag – kto , któr
ili
sprawi , by umarli przemów
PATRONAT MEDIALNY
raz jeszcze…
Cen a 39,9 0z
31. Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment
pełnej wersji całej publikacji.
Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji kliknij tutaj.
Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie
rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przez
NetPress Digital Sp. z o.o., operatora sklepu na którym można
nabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji. Zabronione są
jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgody
NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej
od-sprzedaży, zgodnie z regulaminem serwisu.
Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie
internetowym e-booksweb.pl - audiobooki, e-booki.